Wszyscy mówią o najnowszej powieści. Myśliwski bigos znowu
zagościł na polskich talerzach. Lepszy czy gorszy, zależy od kubków smakowych
kosztujących potrawy. Ja chciałam na przekór i na odwrót – debiut podać na
obiad. Niewielka porcja, ale same wykwintne smaki. Zapewniam – najeść można się
do syta.
Historia prosta. Stary mężczyzna opowiada historię swojego
życia. Ze strzępów wspomnień stara się stworzyć je na nowo. Mądry czytelnik
zauważy szybko, że to nie on jest centralną postacią. Tylko ojciec. Ojciec chłop, który traci nadzieje na syna. Bo
matka coraz starsza i coraz mniejsze szanse. Ale cud się staje i ten chłop
polski oprócz łąki zielonej, krów, świń, kawałka sadu, ukochanej ulęgałki, domu
i chlewów ma jeszcze potomka, któremu tworzy los. Kreuje go, formuje niczym artysta,
przelewa w tę formę ciągle niedoskonałą wielką, zaborczą miłość. Chyba trochę
destrukcyjną, chyba bardzo chorobliwą, ale jednocześnie piękną i ujmującą.
Przecież synem jego
jestem, raczej byłem, a dręczy mnie ustawicznie niepokój o niego, jak o kogoś
niedorosłego do życia. Czuję się jakby odpowiedzialny za niego, bo mam całe
życie za sobą, które on dopiero przeżywa, jako dzieciństwo, nieustające
dzieciństwo, jako zaufanie do swojej wyobraźni, wiarę w pragnienie, w swoje zmyślenie.
![]() |
www.znak.com.pl |
To prosta historia wzajemnego wyśnienia i wymyślenia,
uczucia, które na zawsze miało pozostać najważniejszą kwestią ich życia. To
prosta historia. Milczący ojciec, którego nielicznymi słowami są czyny.
Wycofana matka, której jedynym skarbem są włosy – pielęgnowane, podziwiane,
ukochane przez ojca. Uwikłany syn, będący ciągle na rozdrożu własnego istnienia
i nieistnienia. Opowieść utkana z małych
wydarzeń i wielkich emocji. Czytelnikowi
gula staje w gardle, a w oczach łzy, gdy ojciec z matką przekraczają dziewięć
mostów, by ocalić życie niemowlaka. Wzruszenie chwyta, gdy ojciec na deszczu
cały dzień wystaje pod szkołą, by dać dziecku okrycie. Przeraźliwa czułość
ogarnia, gdy w sadzie szukają się nawzajem, by upewnić się tylko, że są. Tylko czy jesteś. Ale też zastanawia i
zadziwia brak pewności syna, kim tak naprawdę jest ;brak reakcji, buntu, chęci wyswobodzenia
się spod ojcowskich skrzydeł. Jakby tylko ta uległość, fascynacja i lęk
pozostały, jakby nie umiał sam siebie opowiedzieć, tylko zawsze przez ojca.
Kiedy tylko zaczynam
mówić o sobie, zaraz się ojciec nastręcza i o nim już dalej mi się mówi, samo
prawie, wciąga mnie to mówienie o nim, nawet lubię sam tego słuchać, i nie żal
mi, że o sobie zapominam, obiecuję sobie, że wrócę do siebie kiedyś, zdążę
jeszcze, chociaż kto wie, może o sobie mam do powiedzenia tyle, co kot
napłakał, a wszystko o nim, i dlatego z rozmysłem kryję się w jego życiu.
To hymn pochwalny na cześć słowa, i opowieści jako stworzycielki istnienia. Ojciec pomimo, że dawno już zmarł, żyje w
wypowiedziach syna, istnieje wewnątrz, od środka wypełniając los syna. To konsekwentnie
udowadniana przez Myśliwskiego teza, którą najtrafniej mogą oddać słowa Szymona
Pietruszki, z Kamienia na kamieniu: „Od słowa zaczyna się życie i na słowach kończy. Bo śmierć
to tak samo tylko koniec słów.”
Wypowiedź jako źródło życia i
ochrona przed zapomnieniem, tworzony ciągle na nowo prywatny mit, życie w
śmierci.
Paradoksalnie, najciężej pisać o książkach, które się
wielbi. Człowiek zawsze ma poczucie niewyrażalności swoich uczuć, przemyśleń i analiz,
które przeprowadziło się w głowie. Porcji nigdy nie będzie dość. Ale czy nie o
to właśnie chodzi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz